czwartek, 28 marca 2013

7 dzień.

Привет!*

Dzisiaj jest 7 dzień zmiany życia, czyli tydzień.
Jeśli miałbym go podsumować - bardzo ciekawy tydzień. Oczywiście praktycznie wszystkim w nim było nowe, bo takie zmiany, jakie ja wprowadzam wpływają praktycznie na całokształt egzystencji.
Nie chodziłem głodny, nie było mi ciężko, polubiłem pływanie bardziej niż tydzień temu. Same pozytywy. Nawet przez tydzień nie wypiłem żadnego piwa. To też sukces :D.
Zaoszczędziłem również trochę pieniędzy.
Jeszcze trochę mi brakuje, bo na coś zbieram, ale nie chcę zdradzać na co :).

Teraz przerwa świąteczna, więc można się bardziej na sobie skupić.
Mam zamiar w weekend spróbować bieganie (które jest najbardziej znienawidzą przeze mnie czynnością), bo mieszkam koło lasu i toru do biegania. O lepsze warunki trudno.
Na początek powoli, swoim tempem i nie jakieś maratony. Powoli, ale do celu :).

Niektórzy proponowali mi siłownię.
Powiem szczerze, że bardzo nie lubię siłowni. Byłem kilka razy (nie teraz, ze 2 lata temu) i ludzie na niej obecni wydawali mi się jacyś niemili, czułem dziwną atmosferę. Nie, to nie dla mnie. Poza tym siłownia kojarzy mi się głównie ze zwiększaniem masy mięśniowej (wiem, że są tam też przyrządy do ćwiczeń aerobowych, ale naprawdę mnie nie ciągnie, wolę sam w samotności lub na basenie ćwiczyć). Może kiedyś się jednak przekonam...

Dzisiejszy jadłospis:

Śniadanie:
standardowy standard, w sumie prawie to samo co na wczorajszą kolację.
Dwa kawałki pieczywa, sałatka, polędwica, kilka plasterków ogórka kiszonego, jogurt, herbata.



II śniadanie:
Mama zrobiła mi pyszną sałatkę; pomidor, ogórek kiszona, kukurydza, sałatka pekińska, sos włoski, kawałek piersi z kurczaka, jogurt naturalny. Do tego dwie mandarynki. Oczywiście całej sałatki nie zjadłem, bo dużo jej było. Wykorzystałem ją potem.



Obiad:
Tutaj ponowne podziękowania dla mamy za zdrowie, pyszne i sycące posiłki.
Dwa duże liście sałaty, pierś z kurczaka (na patelni, ale bez tłuszczu, w ziołach. Pod koniec gotowania dolane zostało trochę wody, aby mięsko nie było suche), dwie surówki: niestety, nie umiem zidentyfikować (wiem tylko, że ta jedna to wiosnna) :D. Ale smaczne było.



Kolacja:

też bez innowacji. Dwa kawałki chleba z ziarnami i pomyślałem, że zamiast sałaty i polędwicy nałożę sobie trochę tej sałatki z II śniadania. Całkiem dobre. Do tego jogurt "owsiankowy" (dużo kalorii nie miał, to sobie pozwoliłem...)




O 20:30 ponownie śmigam na basen, zgodnie ze swoim postanowieniem.
Denerwują mnie te wyskakujące pryszcze! Wcześniej ich nie było, cholerstwo jedno.

Z tego miejsca chciałbym serdecznie podziękować wychowawczyni (nazwiska może nie będę zdradzał) za propozycję posiłków dostarczonych mi na e-mail'a :). Pozdrawiam.


Pozdrowienia również dla tych, co codziennie tutaj zaglądają.



*to znaczy po rosyjski "cześć" [priwjet]


3 komentarze:

  1. Te pozdrowienia na końcu to dla mnie :) - zaglądam oczywiście codziennie. Wieczorny basen super sprawa, a co do biegania to na początek na prawdę nie musisz się bardzo spinać, możesz spokojnie przebiec jakiś odcinek, a potem wrócić marszobiegiem i też będzie dobrze, najważniejsze tak jak w piosence to zrobić pierwszy krok
    TC

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że dieta Ci służy Oskarek. Ja jeszcze nie dojrzałem do takiej kuchennej rewolucji (bo do stylożyciowej chyba już trochę tak, bo jeżdżę w końcu na rowerze), ale Twój blog i to jak dieta poprawia Ci samopoczuje są bardzo budujące - do tego stopnia, że może ja pewnego dnia tego spróbuję (znowu). Trzymaj tak dalej, życzę powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Ci Maciejątko :). Życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń