Cześć!
Znowu notka trochę opóźniona, no ale cóż. Życia płata różne figla :D. Ważne, że w ogóle jest.
Wczoraj coś źle się czułem i jakoś w ogóle z rana nie miałem ochoty nic jeść, więc odpuściłem sobie najważniejszy posiłek dnia, a mianowicie śniadanie.
Coś gardło mnie bolało i myślałem, że będę przeziębiony, ale spałem w dresach przy kaloryferze na maksa, rano wziąłem jakiś lek przeciwgorączkowy, faszerowałem się herbatą, cytryną, płukanką wody z solą żeby ten ból gardła "poszedł sobie" (nie cierpię bólu gardła, wszystko, tylko nie to).
Jakimś cudem to zadziałało i po południu już czułem się bardzo dobrze. Odzyskałem apetyt, więc zjadłem zdrowy obiad, a później kolację.
Jadłospis:
Śniadanie:
Brak :(
Obiad:
świeżo tarta surówka z marchwi, a do tego ryba (kurczę, nie pamiętam jaka... dorsz? Coś w tym stylu), przyprawiona super ziołami. Naprawdę dobry obiad. Ryba robiona w piekarniku w folii aluminiowej.
Kolacja:
już standard :) pisać nie trzeba!
W każdym razie przez cały dzień czułem się najedzony (nie, że przejedzony!), więc raczej ok. Po kolacji już nie miałem ochoty nic jeść. Grzecznie staram się utrzymywać "wieczorny celibat jedzeniowy".
Pozdrowienia dla czytających.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz